Na początku było słowo

Gdy przekroczy się czterdziestkę, wtedy już nie ma żartów. Powinno się określić priorytety, powinno się wiedzieć, co w życiu najważniejsze, co można uznać za dzieło swego życia. I wtedy, gdy tylko popatrzysz w tył, na całe swoje życie, widzisz, że wszystko, co wydarzyło się, zmierzało właśnie ku temu celowi. Życie Grzegorza Linkowskiego najwyraźniej zmierzało ku filmowemu dokumentowi.
Na początku nic nie wróżyło fascynacji filmem. Zanim Grzegorz Linkowski został autorem, reżyserem, producentem filmów dokumentalnych, a w efekcie laureatem licznych festiwali, w tym również międzynarodowych, interesował się literaturą, teatrem. Nic nie wróżyło jeszcze jego dokumentalnych pasji.

Młody poeta

W ostatniej klasie szkoły średniej, jak prawie każdy młody człowiek, zaczął pisać wiersze. Ale tak naprawdę literatura zaczęła pochłaniać go po ukończeniu liceum. Wtedy za pierwszym razem nie dostał się na polonistykę i żeby cały czas mieć kontakt ze słowem udał się do Policealnego Studium Księgarskiego. Tam spotkał człowieka, który znacznie wpłynął na dalszy krąg jego zainteresowań literackich. Był to młody poeta Stanisław Sadurski, z którym razem stworzyli coś w rodzaju mini-kawiarni literackiej lub małego kółka opiniotwórczego. Zaczytywali się jak wariaci w książkach, bez końca gadali o literaturze. Kontakt z najbardziej poszukiwanymi książkami mieli dzięki praktykom w księgarniach.
- Najciekawiej wspominam praktyki w zwrotowni książek na ul. Lotniczej, gdzie książki
o których nam się nie śniło mogliśmy zdobyć za śmieszną ceną – wspomina Grzegorz. — W tym czasie zaczytywaliśmy się literaturą iberoamerykańską. Już wtedy mając doczynienia z tą literaturą zacząłem interesować się “technologią” powstania obrazu. Interesowała mnie wyobraźnia, tworząca magię obrazową, a literatura Borgesa, Marqueza, czy Cortazara w takie magiczne obrazy obfitowała — opowiada.
Grzegorza Linkowski debiutował w pierwszym numerze dodatku młodoliterackiego do tygodnika «Kamena» — “Źródła”. Później jego wiersze pojawiały się w ogólnopolskiej prasie literackiej. W 1978 roku, kiedy dostał się na studia na Instytucie Polonistyki UMCS trafił do zupełnie innego środowiska.

W teatrze

Z jednej strony była literatura „programu”, oficjalna wykładana w salach uniwersyteckich, z drugiej, tuż obok w środowisku związanym z teatrami studenckimi, wszyscy zaczytywali się zakazaną literaturą emigracyjną: Gombrowiczem, Miłoszem. Grzegorz Linkopwski był wtedy pod wielkim wrażeniem literatury rosyjskiej: Achmatowa, Mandelsztam, Bułhakow, później Sołżenicyn i Szałamow, próbował tłumaczyć Galicza. Może stąd zaczyna się jego zainteresowanie Wschodem. Duży wpływ miały też książki zdobywane w „drugim obiegu”, a szczególnie “Człowiek zbuntowany” Alberta Camusa i „Ziemia Ulro”Czesława Miłosza.
- Zastanawiające — opowiada Linkowski po latach — że w środowisku teatrów studenckich można było poznać literaturę lepiej, niż w kole młodych przy ówczesnym związku literatów. W kole młodych wszystko było oficjalnie dalekie od realiów społeczno-politycznych. Większość młodych pisarzy nawet nie widziała na oczy „bibuły”. W środowisku teatrów studenckich miałem zupełnie inny ogląd świata. Panował tutaj duch wolności, rodziło się poczucie buntu wobec rzeczywistości gierkowskiego socjalizmu. Jedynie w tym środowisku można było dyskutować o wielu rzeczach. To środowisko nie pozwalało się upodlić. Poszedłem w kierunku teatru, gdyż był bliżej rzeczywistości i prawdy o nas w świecie, w którym wówczas żyliśmy.
Tu Grzegorz spotkał ludzi, którzy odegrali bardzo ważną role w jego życiu. Chodzi o ludzi z kierowanego przez Krzysztofa Borowca Teatru Grupa Chwilowa. Kiedy trafił do teatru na początku lat osiemdziesiątych, jako aktor został zaangażowany do przedstawienia Cudowna historia. Z Grupą Chwilową objeździli z tym przedstawieniem całą Europę. Linkowski tak wspomina swą pracę w teatrze:
- Zawsze pociągał mnie w tym teatrze, tak ważny — zawsze przez Krzysztofa Borowca podkreślany — element, jakim była pozasłowna przestrzeń. Tajemnicze symboliczne rekwizyty i elementy scenografii, przestrzeń zapełniana ruchem o wiele więcej i silniej mówiły, niż słowo, literatura.

Teatr Grupa Chwilowa nie rezygnował z inspiracji literackich… Na przykład w pięknym, ulubionym przedstawieniu Grzegorz Linkopwskiego — Martwa natura inspiracją literacką stały się wiersze Josifa Brodskiego. Jedanka to nie lieratura budowało spektakle Grupy Chwilowej, lecz wyobraźnia twórców: Krzysztofa Borowca, Bolesława Wesołowskiego, Tomasza Pietrasiewicza, Mirosława Muły, Elżbiety Bojanowskiej, Jerzego Lużyńskiego, Renaty Dziedzic, Jerzego Rarota. Czasami na początku było słowo — słowo inspirujące cały szereg dalszych wydarzeń, ale w centrum spektaklu zawsze była wizja, obraz.
Przedstawienie Martwa natura w mistrzowski sposób łączyło w sobie nastrój poetycki
z opowieścią teatralną o polskiej szarej rzeczywistości z końca lat siedemdziesiątych. W tym przedstawieniu, jak i w całej swojej twórczości Borowiec, preferował wypowiedź przestrzenno-ruchową zamiast «gadactwa» i to zawsze najbardziej fascynowało Linkowskiego.

Kontynuacją tego doświadczenia była praca w Teatrze NN, gdzie podobną wyobraźnię pozasłowną kontynuował Tomasz Pietrasiewicz w Ziemskich Pokarmach i Wedrówkach niebieskich. Dzięki inspiracji gęstymi tekstami literackimi powstawały przedstawienia bardzo wizyjne, w których słowo pełniło dalszą rolę niż przestrzeń i obraz. W Teatrze NN Linkowski kontynuował również zainteresowania związane z problematyką pogranicza i spotkania kultur. Fascynacja ta była wyniesiona z domu rodzinnego — przodkowie ze strony ojca pochodzili z terenów kresowych, dziadek był starostą hrubieszowskim Dzięki temu zaczął stawiać sobie pytania dotyczące tożsamości własnej i tożsamości innych. Tu również obudziło się jego odkrywanie kultury i świata Żydów polskich – sesja „Żydzi lubelscy” w 1994 roku — oraz zainteresowanie chrześcijaństwem wschodnim, wynikiem, którego stały się “Spotkania z prawosławiem”, organizowane przez Linkowskiego w Teatrze NN.

Pierwsze kroki w dokumencie

Po rozbiciu monopolu telewizji państwowej na początku lat dziewięćdziesiątych powstała Telewizja Niezależna Lublin, w której Grzegorz Linkowski rozpoczął robienie cyklicznego autorskiego programu pod tytułem “Oblicza teatru”. Pierwsze programy prezentowały głównie ruch teatrów alternatywnych, ale z czasem rozszerzył prezentację do wszystkich teatrów pojawiających się wtedy w Lublinie. Tam też powstawały jego pierwsze formy dokumentalne. Były one jeszcze niezgrabne, uczniowskie. Należało opanować nowe medium, nowy język. Od początku.

- Cały czas zmierzałem w kierunku obrazu, który powinien mówić swoim kształtem, konstrukcją, więcej niż słowem. Mimo że filmy dokumentalne moje głównie operowały w warstwie informacyjnej słowem, to często sięgałem również do inscenizowania lub fabularyzowania małych epizodów z życia bohaterów filmów.
O swoich zainteresowaniach problematyką społeczną Grzegorz Linkowski opowiada: — Kiedyś Agnieszka Holland powiedziała: “Dokumentalistom wydaje się, że mogą coś filmami zmienić”. I rzeczywiście, mam taką nadzieję. Więcej, mam pewność, że chociaż jest to trudne, jednak możliwe. Pojechałem z filmem …wpisany w Gwiazdę Dawida – Krzyż o księdzu Waszkinelu na festiwal do Kijowa. To historia człowieka, który mając trzydzieści pięć lat i będąc od 12 lat kapłanem — dowiedział się, że jest Żydem.
Dokument ten został co prawda nagrodzony, ale był też mocno krytykowany, szczególnie przez ludzi związanych z prawosławiem. Wielu uznało, że to bardzo heretycki film. Bardzo gwałtownie zaatakowała mnie jedna z reżyserek, Tatarka, od kilku lat prawosławna. — W roku następnym znów spotkałem ją na festiwalu — opowiada reżyser. — Chciała ze mną porozmawiać. Zdziwiłem się, kiedy poprosiła mnie o ubiegłoroczny film, który tak skrytykowała. Powiedziała:”Jestem prawosławna, moja córka jest prawosławna, natomiast mąż i syn są mahometanami. To dla mnie bardzo ważny film, dał mi ulgę, że przecież jest jeden Bóg”. Musiał minąć rok, żeby to zrozumiała. Dałem jej film. Powiedziała, że pokaże go w swojej telewizji …
Reżyser wielokrotnie doświadczał równie silnych reakcji na swoje dokumenty: — Na organizowanym przeze mnie lubelskim festiwalu Rozstaje Europy, w czasie dyskusji prowadzonej przez Krystynę Mokrosińską, pewien człowiek wstał i powiedział, że chciałby mi bardzo podziękować za ten właśnie film, ponieważ dzięki niemu – uwierzył… Wyobrażasz sobie – takie intymne wyznanie wobec tłumu widzów!

Kamera na wschód

Grzegorz Linkowski deklaruje: — Zawsze jako twórca jestem zainteresowany polikulturowością, iskrzeniem między nacjami, religiami. Fascynują mnie zjawiska dziwne tożsamościowo: Ksiądz Waszkinel, konsul Arie Lerner, ekumeniczni mnisi, fanatyczni nowojorscy chasydzi i Żydzi emigrujący z Rosji do Izraela – ów „chiazmat” według określenia Władysława Panasa, a więc łączenie różnych wobec siebie (nie zawsze przecież wrogich) racji, w wyniku, czego powstaje nowa jakość. A w tym wszystkim istotny jest dla mnie aspekt pedagogiczny, potrzeba pokazania tego ludziom. Większość moich filmów ociera się o te kwestie mam wiele dowodów, że wywołują rezonans w kontakcie z rzeczywistością. Po pokazie filmu o Lwowie …bardzo przyjemne miasto przedstawiciele Towarzystwa Przyjaciół Lwowa w pełnym oburzenia liście do «Gazety Wyborczej» zarzucili mi fałszowanie rzeczywistości, antypolską i proukraińską wymowę dokumentu. Bronił mnie Andrzej Osęka twierdząc, ze oni nie mają monopolu na to miasto i że nie należy wciąż koncentrować się na poszukiwaniu śladów martyrologii, i nienawiści obecnej w przeszłości. Zrobiłem film – pocztówkę Lwowa współczesnego, takiego, jakim jest teraz, miasta będącego mieszanką narodowościową — bo wciąż żyje tam wielu Rosjan, Polaków i oczywiście Ukraińców, którzy także czują dziedzictwo tego miejsca. Oni wszyscy mają do tego prawo. Udało mi się ukazać pewien fenomen – to miasto wymusza na swoich współczesnych mieszkańcach – (czy jest to dawny sowiecki aparatczyk, czy młody plastyk z grupy „Szlah”) – zachowania i gesty, które przetrwały przez lata, jak chociażby słynny lwowski kult kawy… Powstał film, który stara się zerwać z nostalgiami rodzącymi żal i nienawiść, film, który szanując przeszłość daje szansę na rozumienie zmian — przecież demokratycznych — zachodzących na Ukrainie.

Rozstaje Europy

Fascynacja dokumentem filmowym (który sam w sobie jest już zaangażowaniem społecznym)
w sposób logiczny przedłuża się w innych przedsięwzięciach Linkowskiego. Tytułem przykładu wymienić należy chociażby II Międzynarodowe Dni Filmu Dokumentalnego „Rozstaje Europy” jedyny w Polsce wschodniej konkursowy festiwal filmów dokumentalnych o tematyce współistnienia kultur, narodów, religii. Od listopada w Centrum Kultury w Lublinie Grzegorz Linkowski razem z wieloletnim redaktorem wydawnictwa “W drodze” ojcem Tomaszem Dostatnim rozpoczyna cykl spotkań pod tytułem „Przekraczanie murów”.
- Uważam, że nadal jesteśmy świadkami ciekawych wydarzeń w Europie. Nawet przeciętny człowiek dostrzega, że Europa powiększa się, poszerza się. Często jednak nie zauważamy, że burząc jeden mur, budujemy inne. Jest to mur widoczny już na wschodzie Europy, jak też mur, który — za Janem Pawłem II — możemy uznać za istniejący w sercach niektórych z nas. Ciągle inność drugiego człowieka, albo brak wyraźnej tożsamości wywołuje u wielu agresje i prowadzi do odtrącenia. Sytuacja mniejszości w wielu krajach Europy nie polepsza się, a w niektórych nawet pogorszyła. Polityczne zmiany w Belgradzie wcale nie oznaczają rozwiązania problemów współżycia narodów mieszkających na Bałkanach. Ciągle w naszym kraju nie potrafimy odrzucić stereotypów, z którymi nierozerwalnie kojarzy nas Zachód.

Te wszystkie problemy spowodowały, że oprócz własnych filmów o tej tematyce Grzegorz Linkowski postranowił pokazać w Lublinie filmy, które zaszokują i wstrząsną sumieniami nas Europejczyków. Stąd też festiwal filmów dokumentalnych oraz nowy cykl spotkań w Centrum Kultury organizowany wraz z ojcem Tomasz Dostatnim. W obrębie tej tematyki pozostaje również najnowszy film, nad którym pracuje Grzegorz Linkowski na zamówienie zachodniego dystrybutora. Będzie to film, opowiadający o spotkaniu syna wielkiego zbrodniarza hitlerowskiego z dzieckiem Holocaustu. I pytanie: czy jest możliwe porozumienie i wspólne patrzenie w przyszłość Europy ludzi o tak odmiennych losach i życiorysach. Dla miłośników twórczości Linkowskiego na pewno będzie to fascynujący prezent.

Aleksander Dobrojer

„Na przykład” – miesięcznik kulturalny
Nr 5 (76), listopad 2000